czwartek, 6 września 2012

6.09.2012

Dzisiaj jak zawsze dzień zaczęłam od wstania przed siódmą, bo to czas żeby wyszykować się do szkoły. Lekcje od ósmej do trzynastej trzydzieści [to nic takiego, że do domu trafiłam gdzieś koło dziewiętnastej *tutaj nie wiedziałam i tego na bloga nie wstawiaj*]. Oczywiście jak zawsze dużo śmiechu z W., która cały czas ma coś do I. i podczas biegania na boisku co była obok nas mówiła "Wypierd*alam, bo to jej korytarz". Do tej pory się zastanawiam gdzie ona na boisku miała korytarze, chyba, że pod ziemią te kretów. Później poszłam z I. sprawdzić pociągi, bo jutro jadę do Warszawy i chciałam złapać taki, który pasowałby mi do powrotu z ogniska klasowego i złapania jeszcze rzeczy z domu, ale po drodze do I. zadzwoniła A. i nie powtórzę tego co powiedziała, bo zaczyna być wulgarnie na tym blogu, ale ogólnie chodziło o to żebyśmy się zatrzymały. No zaczekałyśmy i była z nią A., a potem jeszcze napatoczył się Ł., który wycyganił od nas jedną rzecz. Sprawdziłyśmy pociągi i już nie miałyśmy co robić ale, zadzwoniłyśmy do M. żeby wyskoczyła ze szkoły swojej do nas, bo trzeba było kupić coś, co kupić ona może. Więc posiedziałyśmy z godzinkę na ławce między blokami, wypiłyśmy co miałyśmy i ogólnie wysłałyśmy Milenę po kolejne, ale co my zrobiłyśmy to nie komentuję, więc przejdźmy do tego, że poszłyśmy do znajomych na podwórko, gdzie był Ł. i D., a potem doszedł jeszcze P. i potem jeszcze kolejny P i P., więc tam też trochę posiedziałyśmy. Jutro nareszcie zobaczę się z N. i będzie czekał już na mnie na stacji. Na weekend mam pełno planów i tylko wystarczy czekać i zobaczymy czy uda się wszystko zrealizować. Po powrocie zaczynam naukę na sprawdziany z chemii, historii i matematyki. Co do zdjęć, które wstawiłam do dzisiejszego postu, wiem, że są stare, ale naprawdę nie myślałam ostatnio żeby robić zdjęcia. Pod koniec następnego tygodnia napiszę Wam co sądzę o paście, którą ostatnio kupiłam. Za pięć dni to już równy rok odkąd nie ma ze mną i moją rodziną bliskiej mi osoby, więc w środę pójdę na mszę. Pewnie przyjedzie ciotka i reszta rodziny, którą większość poznałam dopiero na pogrzebie, a potem opowiada jak to wyrosłam. Żadnym problemem jest przyjechać raz na jakiś czas mnie zobaczyć.




3 komentarze: